3 marca 2018

Mózgotrzepaczka 3000 (post odzyskany)

Oryginalnie opublikowany 2013-02-08

Mojej niemłodej już matce padł był odkurzacz. Odkurzacz produkcji polskiej, pamiętający chyba jeszcze prezydenturę Wałęsy, w najgorszym wypadku pierwszą kadencję Kwaśniewskiego. Niestety trochę trzymany w zimnej sieni, przyniesiony do ciepłego pokoju zawilgotniał, a po włączeniu do prądu widowiskowo (podobno) wyzionął ducha. Stary był i niezbyt piękny, szkoda go nie było. Sprawa skończyła się na tym, że ze względu na zbliżające się urodziny mojej szacownej rodzicielki postanowiłem sprawić jej nowy odkurzacz...

W tym miejscu zaczyna się moje osobiste piekło i normalnie chciałbym niczym niektórzy osobnicy z poprzedniej mojej notki krzyknąć „komuno wróć!”. Za komuny sprawa była jasna – człowiek się cieszył jak w ogóle kupił jakiś odkurzacz. Marka i model były w zasadzie bez znaczenia. I to była prawda, jak nie zepsuł się od razu po włączeniu do kontaktu, to mógł działać niemal wieczność. Ludzie najczęściej pozbywali się ich dlatego, że po dwudziestu latach rzygali już na ich widok, ewentualnie podobnie jak moja matka popełnili gdzieś poważny błąd w eksploatacji (np. próbowali odkurzyć taflę jeziora) i urządzenie zaczęło odmawiać współpracy.

W dzisiejszych czasach, idąc „w ciemno” do sklepu AGD z zamiarem zakupu odkurzacza, to nie boję się jak moi rodzice ponad 25 lat temu na hasło „poproszę odkurzacz” odpowiedzi „nie ma”. Boję się pytania „a jaki ma być?”. Najchętniej bym odpowiedział „dobry”, ale bądźmy szczerzy, gdybym wziął grupę dowolnych stu sprzedawców, dostałbym grupę stu wzajemnie wykluczających się propozycji. Ponieważ tak jak każdy, chcę kupić coś możliwie najlepszego, w możliwie najniższej cenie, najlepiej jeszcze do tego taniego w eksploatacji, próbowałem zrobić jakieś rozeznanie w temacie.

W pierwszej kolejności dowiaduję się, że na dzień dzisiejszy, w interesującym mnie przedziale cenowym jest coś koło czterystu modeli odkurzaczy kilkunastu, może kilkudziesięciu producentów. No i zonk. Myślę więc – no to poczytamy opinie i tutaj zaczyna się prawdziwe mózgotrzepanie. O tym piszą, nie kupuj, bo śmierdzi, inni piszą, kup, bo ma funkcję obciągania na siedząco, potem znowu piszą, nie kupuj bo nie lata, a potem kup, bo pływa itp. itd. Do tego wszystkiego jeszcze dochodzą opinie pisane przez producentów i ich konkurentów, które jeszcze bardziej zaciemniają obraz sytuacji. Słowem można dostać przysłowiowego pierdolca. Jest jednak jedna, niepokojąca rzecz, co do której większość opinii jest zgodna – trwałość dzisiejszych urządzeń jest po prostu do dupy, no ale „planowana nieprzydatność” to już temat na inną notkę, która powstanie nie wcześniej, niż mnie coś takiego bezpośrednio boleśnie dotknie. Konkludując jednak ten paragraf – ciągle nie wiem co kupić, a czasu coraz mniej. I nie, nie proszę o rady w komentarzach, bo to i tak do niczego nie prowadzi. Pójdę pewnie do sklepu i wybiorę taki, który mi się spodoba i będzie sprawiał wrażenie solidnego.

Powinni ustawowo wprowadzić limit modeli jednego wyrobu na jednego producenta: tani i badziewny, zrównoważony za rozsądne pieniądze i premium z wszystkimi wodotryskami. Nie byłoby łatwiej?

P.S. Najbardziej jednak mnie przeraża, że moja pralka zaczyna powoli odmawiać posłuszeństwa i na marzec żona zarządziła zakup nowej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znowu roczna przerwa?!

 Zupełnie przypadkiem postanowiłem dziś zajrzeć na te zgliszcza, które kiedyś były blogiem i zorientowałem się, że już od roku nic nie napis...