3 marca 2018

Dupokracja kontra demokracja (post odzyskany)

Oryginalnie opublikowany 2009-10-21

Do napisania poniższej notki zachęcił mnie artykuł przedrukowany na WP.

W życiu spotkałem kilku zwolenników Janusza Korwina-Mikke i muszę przyznać, że wszyscy (no może z jednym wyjątkiem) byli dziwni. Ciężko było się z nimi porozumieć i nie trafiały do nich żadne argumenty. Często przekonani o wyższości własnego intelektu (nie mniej często bezpodstawnie) z niezrozumiałych dla mnie przyczyn uważali demokrację za dopust boży przezywając ustrój ten dupokracją. Wyimaginowali sobie, że najlepiej rządziłaby hermetyczna kasta polityczna, dla której byłby to po prostu zawód. Tłumaczyli mi, że tak jest lepiej, bo nie będą chcieli w możliwie najkrótszym czasie jak najwięcej nakraść, albo pousadzać swoich kolesi na wysokich stanowiskach, że będą kierowali się wyłącznie dobrem kraju nie patrząc na głupi lud, który sam nie wie, czego potrzebuje (ale dobrze wie, czego chce).

Nie potrafili mi jednak odpowiedzieć na kilka prostych pytań – po pierwsze w jaki sposób miało by się odbyć wyznaczenie takiej osoby czy grupy na stanowisko (nazwijmy to na razie umownie) króla? Niektórzy przebąkiwali coś o konkursie, to ja się pytam, kto by miał być organizatorem takiego konkursu? Kto by go nadzorował? Tak sobie myślę, że bez demokracji nie da się tego zrobić, bo najłatwiej byłoby takiego króla wybrać. Demokratycznie. Druga rzecz – jak takiego króla bezkrwawo zmienić, jeśli okaże się zwykłym patałachem? Najczęściej słyszałem odpowiedź, że nie będzie takiej potrzeby. Saddam Husain też by chciał taką usłyszeć. Kurde, a nie lepiej by było, żeby miał jakąś ograniczoną kadencję i po jej zakończeniu można by mu było ten mandat przedłużyć, albo zabrać... Tylko kto by miał o tym decydować? Ja bym nie chciał, żeby to było jakieś wąskie grono, bo de facto grono to miało by władzę nad królem, czyli to oni by rządzili... Hmm... Kurde – znowu najlepiej byłoby, gdyby robiono to demokratycznie. Tylko czym to się różni od tego co mamy teraz? Nazwą chyba tylko i brakiem klejnotów koronnych.

Spotkałem się też z koncepcją ograniczenia dostępności ław sejmowych dla motłochu poprzez wprowadzenie początkowo cenzusu (trudne słowo) wykształcenia i majątku. Mówiąc po ludzku taki poseł musiałby być co najmniej magistrem i mieć niezłą kasę. Tylko jak się ma kasę, to dyplom można kupić. Kasę można ukraść, odziedziczyć, lub wygrać, nie tylko uczciwie ją zarobić, czyli taki cenzus też byłby do bani. Inny o którym słyszałem, to dopuszczenie do władzy tylko szkolonych polityków. Fajnie pięknie, ale taki szkolony polityk zna się tylko na rządzeniu, na niczym więcej. Kiedy więc przyjdzie mu ustalić prawo co do spraw naprawdę praktycznych (typu dać obniżkę podatku drogowego pojazdom emitującym poniżej 150gCO2/100km czy nie) będzie musiał zwrócić się do ekspertów. Tutaj zbliżamy się do mojego (bez ironii) ulubionego modelu rządzenia, czyli rządów eksperckich. Prawo w różnych dziedzinach życia ustalaliby eksperci z tych dziedzin. Oczywiście to też by się nie sprawdziło, bo eksperci często się ze sobą nie zgadzają, często ze względu na odmienne doświadczenia, często ze względu na choćby inne światopoglądy (ja np. ostatnio dochodzę do wniosku, że mogę być malteistą, a to dopiero jest egzotyka w tym kraju).

Słowem jakby nie patrzeć demokracja to najlepsze co do tej pory wymyślono, choćby dlatego, że ma najmniej wad i jedną olbrzymią zaletę – Ty decydujesz. Możesz nie tylko wybierać, możesz też być wybranym, a to jest coś, czego żaden inny ustrój Ci nie zagwarantuje.

P.S. Udało się! Nie było o samochodach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Obrażać też trzeba umieć!”

W zasadzie ten jeden cytat wystarczyłby za cały wpis. Nie wiem, czy w tym ukopanym kraju uchował się jeszcze ktokolwiek powyżej 25 roku życi...