11 stycznia 2020

Wazektomia

Najpierw rzeczy pierwsze jak mawiają nasi pobratymcy z wysp brytyjskich (albo ich kuzyni zza wielkiej wanny). Wbrew obiegowej opinii wazektomia w Polsce jest jak najbardziej legalna. Dlaczego? Bo to nie to samo co sterylizacja (która już dla każdego chętnego dostępna nie jest). Mając ten wstęp za sobą przejdźmy do historii właściwej.

Czymże więc jest wazektomia? Jest to zabieg chirurgiczny polegający na przecięciu i podwiązaniu nasieniowodów. Cel jest tutaj chyba jasny - aby nasi mali plemnikowaci żołnierze nie mogli dostać się na pole bitwy. Skoro więc nie mogą się wydostać z męskiego ciała nie ma szans na zapłodnienie. Metoda jest zaliczana do antykoncepcyjnych, ponieważ jest odwracalna. Oczywiście “naprawić” jest o wiele trudniej niż “zepsuć” i ewentualne zespolenie nasieniowodów to już poważna operacja, a nie 30 minutowy zabieg. Co więcej im więcej czasu upłynęło od wazektomii tym wazo-wasostomia (nazwa tej operacji to językowy koszmar) ma mniejsze szanse na powodzenie. Są oczywiście jeszcze inne czynniki, które utrudniają powrót do pełnej płodności, no ale to nie blog medyczny, żeby się tu o nich rozpisywać.

Żeby było śmieszniej u niektórych pacjentów doszło do samoistnego zespolenia przeciętych nasieniowodów (aby temu przeciwdziałać końcówki przeciętych nasieniowodów umieszczane są w osobnych jamach ciała) i wtedy te dodatkowe czynniki okazują się bardzo przydatne.

Korzyści? Moim zdaniem całkiem sporo - mniej stresu związanego z przypadkową ciążą partnerki. Naprawdę miałem już serdecznie dość momentów, gdy żonka oznajmiała mi, że jej się okres spóźnia (średnio raz do roku). Większa swoboda - nie trzeba już ani pamiętać o tym, żeby mieć przy sobie prezerwatywy, które na dodatek jeszcze wypadałoby założyć o co w ferworze namiętności może być ciężko. Nie trzeba też pamiętać o tabletkach antykoncepcyjnych, (pilnować zmiany plastra, wkładki domacicznej itp.) ani zaburzać gospodarki hormonalnej kobiety żeby móc sobie spokojnie podupczyć. Żeby nie było za dobrze - są też i oczywiście wady. Powrót do płodności nie jest łatwy, dlatego nie jest to raczej metoda dla bezdzietnych mężczyzn, którym się jeszcze może zdanie odmienić. Zabieg nie jest też tani - w obecnej chwili gabinety oferują go za około 2000 PLN. Za taką kwotę można kupić naprawdę potężną ilość nawet markowych prezerwatyw, czy opakowań pigułek. Jako, że jest to zabieg chirurgiczny możliwe są powikłania (takie same jak przy innych). No i niestety - pozwolenie komuś na wymachiwanie ostrzem przy twoim największym przyjacielu nie należy do decyzji, które łatwo się podejmuje. Acha na koniec najważniejsze - wazektomia nie jest skuteczna od razu. W ciele faceta ciągle zostaje jakaś tam ilość plemników, które już zdążyły wyruszyć w drogę. Do pozbycia się ich potrzeba około 20 wytrysków. Co więcej trzy miesiące po zabiegu trzeba zrobić badanie nasienia i sprawdzić, czy znajdują się w nim jeszcze żywe plemniki. Wynik trzeba skonsultować z lekarzem wykonującym zabieg i dopiero wtedy podejmie on decyzję, czy zabieg się udał, czy nie.

Z innych rzeczy, które mogą budzić obawę - objętość, kolor i inne walory wytrysku zostają bez zmian (no poza tym, że żołnierzy nie ma). Może zostać niewielka blizna na mosznie, lub zgrubienie jeśli ktoś za bardzo szalał w okresie gojenia się ranki. Nie znaleziono związku pomiędzy wazektomią i zapadalnością na raka.

Zostaje jeszcze rekonwalescencja - nie jest tak źle jak na filmach, człowiek nie odczuwa jakiegoś kosmicznego bólu, a gdy założy obcisłą (!) bieliznę i od czasu do czasu położy sobie worek z lodem na klejnotach bólu właściwie nie ma. Przez kilka dni nie mogłem tylko zbyt szybko chodzić, ale to raczej kwestia ciągnących szwów, niż bólu po zabiegu.

W moim przypadku podjęcie decyzji zajęło mi kilka lat. Dużym utrudnieniem była wiara w mit, że w Polsce nie da się legalnie tego przeprowadzić. Gdy już się prawie zdecydowałem chciałem sprawdzić jak długo trwa rekonwalescencja, żeby wiedzieć na jak długo zwalić się zagranicznej gałęzi rodu na głowę i dopiero wtedy dotarłem do informacji, że ładnych parę lat żyłem w błędzie. Odłożyłem pieniądze i czekałem na nie wiadomo co (no bo jednak ostrze przy fiucie, to nie jest to co tygryski lubią najbardziej). Kolejny spóźniony okres mojej żony pomógł mi jednak się ogarnąć i zadzwonić do gabinetu. Ustawienie wszystkiego zajęło raptem dwa tygodnie. Jakichś szczególnych przygotowań zabieg nie wymaga - trzeba sobie tylko klejnoty dokładnie ogolić.

Sam zabieg jak większośc procedur medycznych nie należał do najwspanialszych doznań jakie człowiek może przeżyć. Świadomość ostrza przy jajach naprawdę mocno mnie stresowała. Nawet gdy lekarz ścisnął mi jądro żeby sprawdzić skuteczność znieczulenia (nie było jeszcze skuteczne, więc zabolało) nie drgnąłem o milimetr, choć z oczy trysnęły mi łzy. Niestety znieczulenie miejscowe nie działa na mnie tak dobrze jak oczekują tego lekarze i pojedyncza dawka przeważnie mi nie wystarcza (ostatnio u dentysty dostałem poczwórną). Na szczęście później już nic podobnego się nie działo i jakoś dotrwałem (w stresie) do końca zabiegu. Potem szwy, lód na jaja i czekać godzinkę. Po godzince kolejny raz lekarz zerknął czy wszystko w porządku i wio do domu. Generalnie czułem się potem całkiem dobrze, choć akurat ustawiłem się z żonką tak, aby po zabiegu to ona odwiozła mnie do domu.

W tej chwili od zabiegu minęło 1,5 tygodnia. Teoretycznie mógłbym nawet już kochać się z żoną, ale jeszcze trochę dokuczają mi szwy. Trochę na nie tutaj narzekałem, ale nie dlatego, że są źle wykonane - wszystkiego do kupy poszły ze mnie dokładnie 4 malutkie kropelki krwi, ranki pooperacyjnej w zasadzie nie widać i jest tylko dyskomfort.

Na chwilę obecną jestem zadowolony ze swojej decyzji i podejrzewam, że zdania prędko nie zmienię (no chyba, że zabieg okaże się kompletną klapą). Gdzieniegdzie można spotkać się z opiniami, że wazektomia to dowód miłości - z tym bym nie przesadzał, bo odwieczne prawo “pretensji do całego świata” głosi, że jeśli robisz coś dla kogoś, to możesz potem tej osobie to wypominać gdy zacznie ci to w jakiś sposób wadzić. Ja to zrobiłem dla siebie i swojej wygody, bo w naszym wypadku jako środek antykoncepcyjny w grę wchodziły tylko prezerwatywy, a miałem ich już serdecznie dość. Decyzja jednak była moja i zrobiłem to dla siebie. Oczywiście zapytałem żony, czy ma coś na przeciw (bo wcześniej nie rozważała takiej opcji), ale nie miała, więc sprawa zamknięta.

P.S. Jutro WOŚP. Na złość Jarkowi i Tadeuszowi chyba poczuję się w szczególnie hojnym nastroju.

„Obrażać też trzeba umieć!”

W zasadzie ten jeden cytat wystarczyłby za cały wpis. Nie wiem, czy w tym ukopanym kraju uchował się jeszcze ktokolwiek powyżej 25 roku życi...