3 marca 2018

Lepszy nowy przyjaciel niż stary wróg? (post odzyskany)

Oryginalnie opublikowany 2011-08-25

Ostatnimi czasy, w szale kampanii wyborczej, mój dotychczasowy dostawca usług telekomunikacyjnych maści wszelakiej doszedł do wniosku, iż kończy nam się umowa, która zobowiązuje go do dostarczania mi usług, a mnie do płacenia za nie. Wszystko byłoby OK, gdyby nie fakt, iż płacę za ten cały majdan jakoś dwa razy więcej niż bym chciał.

Myśląc, iż jako klient tejże firmy, od ładnych już paru lat należy mi się jakieś kulturalniejsze traktowanie niż byle gostkowi z ulicy postanowiłem się (za pośrednictwem szanownej mej małżowiny) nieco z nimi potargować. Ku mojemu zdziwieniu firma ta weszła na strasznie twarde stanowisko w tej materii ofiarując mi nie tylko usługi, których nie chcę i nie potrzebuję, to jeszcze za cenę, której nie chcę płacić. Do tego usługi, które chcę i potrzebuję mam niejako w gorszej, względnie takiej samej jakości jak potrzebuję. Wzburzony tym wszystkim sprawdzam ofertę firmy tejże w internetowni i... okazuje się, że ceny i pakiety są już całkiem przystępne. Przy następnym kontakcie, żona ma poruszyła tą nieścisłość i dowiedziała się, że są to promocje tylko dla nowych klientów.

Muszę przyznać, że to przelało czarę goryczy. Skoro firmie nie zależy na tym, żeby mieć wypróbowanych, stałych klientów, to ja to za przeproszeniem pierdolę. Mam wybór i zamierzam z niego skorzystać. U konkurencji taki pakiet jak chcę kosztuje dokładnie tyle ile jestem gotów za niego zapłacić. Oczywiście tam też drobnym drukiem, że to tylko promocja dla nowych klientów, ale ja to wszystko zaczynam mieć już gdzieś i mogę sobie co dwa lata zmieniać dostawcę usług telekomunikacyjnych, jeśli tak chcą sobie ze mną pogrywać.

Problem jednak polega na tym, że coraz częściej spotykamy się z takimi oto perfidnymi zagrywkami. Wszędzie, to właśnie ten nowy klient ma priorytet. Nie ważne jaki on jest, liczy się tylko to, żeby był nowym nabytkiem dla firmy. Muszę przyznać, że strasznie to wszystko perfidne, bo żyjemy w społeczeństwie, które wysoko sobie ceni wierność i to nie tylko małżeńską. Wielu z nas od lat jest wiernych tym samym markom samochodów, butów, ciuchów, telefonów komórkowych, partii politycznych i innym produktom nowoczesnego marketingu. Ja na ten przykład mam tą samą kartę SIM od jedenastu lat, podpowiem tylko, że jest to jeden z prepaidów. Kiedy ostatnio kupowałem sobie telefon to się zastanawiałem, czy będzie jeszcze ją w ogóle obsługiwał. Na szczęście tak było.

Skoro już jestem przy telefonach. Mój operator od jakiegoś czasu raz do roku sobie o mnie przypomina i ktoś tam od niego dzwoni próbując mnie wkurzyć i zaproponować jakąś usługę czy inne gówno, którego jak zwykle nie potrzebuję. W zeszłym jednak roku, mniej więcej w dziesiątą rocznicę naszego obcowania razem pracownica call-center tegoż operatora przebiła wszystko praktycznie mnie obrażając. Zaproponowała mi za moją „wierność” super w pizdu wyjebaną promocję. Tylko jak zagłębiła się w szczegóły okazało się, że ta super zajebista okazja to coś, co może mieć każdy, kto tylko wybierze się do salonu. Prawdę mówiąc to (jak widać choćby po bluzgach w tym akapicie) uzyskała tylko tyle, że mnie wkurzyła i się rozłączyłem. Zresztą podobnie było dwa lata temu, kiedy inna pani usiłowała mnie namówić na abonament i nie mogła zrozumieć, kiedy kulturalnie jej tłumaczyłem, że mi się to nie opłaca. Moja żona miała podobne przeboje, kiedy to wciskano jej różne pierdoły przez telefon. Nie ma co w ogóle rozmawiać z tymi ludźmi i silić się na kulturalność. Kiedy jej powiedziałem, że przecież nie musi rozmawiać z tą upartą osobą po drugiej stronie linii, wystarczy, że się rozłączy, to po kilku takich akcjach przestali do niej wydzwaniać. W każdym razie podsumowując. Kiedy tylko już jesteś czyimś klientem, nie tylko brakiem rozsądnych cen próbują cię za wszelką cenę zniechęcić do siebie. To wszystko jest zwyczajnie bez sensu. Teraz już nawet ubezpieczenia komunikacyjne, ostatni bastion poszanowania stałych klientów padł od czasu, gdy TU zaczęły wzajemnie honorować swoje zniżki.

Naprawdę zaczyna mnie irytować, że aby płacić godziwe rachunki za cokolwiek trzeba wiecznie zmieniać dostawcę usług...

P.S. W pracy normalnie roller coaster – są dni, gdy roboty jest tyle, że pracując po 10-18 nadgodzin w tygodniu człowiek się nie wyrabia, a są takie, że nie ma prawie co robić... Dziwy, dziwy...
P.S. 2 Tak w ogóle to kompletnie wsiąkłem w „Pieśn o ogniu i lodzie”. Zaczynam właśnie piąty tom, a z racji tego, że wydanie polskie będzie dopiero w listopadzie próbuję swych sił z wydaniem anglojęzycznym.
P.S. 3 O kurcze, właśnie spojrzałem, że już dwa miechy nie opublikowałem żadnej notki... Oj leniuszek ze mnie, leniuszek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Obrażać też trzeba umieć!”

W zasadzie ten jeden cytat wystarczyłby za cały wpis. Nie wiem, czy w tym ukopanym kraju uchował się jeszcze ktokolwiek powyżej 25 roku życi...