3 marca 2018

Jakżeby inaczej… (post odzyskany)

Oryginalnie opublikowany 2010-04-16

Pewnie ci co śledzą moje wpisy na blogu (są jeszcze tacy?) dziwią się, że do tej pory nie ma notki o śmierci imć Kaczyńskiego. Postanowiłem wyjść im naprzeciw i popełnić takową.

Z zasady wychodzę z założenia, że o zmarłych nie powinno mówić się wcale, albo mówić prawdę. Zgodnie z tą prawdą nie będę pisał, że uważałem Lecha za jakiegoś wielkiego męża stanu (bo było wręcz przeciwnie), czy za wielkiego patriotę (bo mi to wisiało). Napiszę tylko że szkoda mi, że tylu ludzi zginęło. Nie lubiłem go, nie uważałem za swojego prezydenta, ale jakoś nie przypominam sobie abym mu życzył kopnięcia w kalendarz, a już na pewno nie życzyłem tego nikomu z osób lecących razem z nim. Niestety życie toczy się dalej, tyle że bez nich.

Wkurza mnie za to dorabianie jakiejś wielkiej ideologii do tego całego zdarzenia, szukanie symboliki, wymyślanie jakichś górnolotnych porównań, a przede wszystkim robienie z Lecha jakiegoś wielkiego męża stanu. Ciekawe, czy robiono by taką aferę gdyby zabił się jadąc samochodem. Pewnie nie, bo wypadki lotnicze zawsze powodują większe emocje. Jakoś nikt nie ogłasza nigdy, żałoby narodowej bo np. w minionym tygodniu zginęło 96 osób na drogach, a skala dokładnie ta sama (dane wziąłem z sufitu, nie sprawdzajcie mnie). Prawda jest taka, że żałoba narodowa to najbardziej nieszczery rodzaj żałoby bo dotyczy tylko wypadków nagłośnionych medialnie, a liczba ofiar ma tutaj drugorzędne znaczenie. Rodziny ofiar wypadków samochodowych też nie dostają ot tak do ręki 40 tyś. złotych, nawet jeśli giną jedyni ich żywiciele. Uważam to za równie chamskie jak odprawy dla stoczniowców z Gdyni i Szczecina. Wracając jednak do żałoby – naprawdę, naprawdę mnie wkurwia. Ja nigdy nie myślałem, że to powiem, czy napiszę, ale ja normalnie już tęsknię do reklam telewizyjnych. Pierwszych kilka dni było nie do zniesienia, bo na wszystkich nieomalże kanałach w telewizorni to samo – wrak i komentarze. W radiu tylko komentarze, bo wrak można było zaprezentować jedynie jako echo sonaru (chociaż gdyby byli ludzie zdolni coś takiego odczytać „na słuch” to pewnie by puścili). Dobrze, że niektóre kanały tematyczne nie przerwały nadawania i dało się pooglądać choćby Comedy Central, czy Discovery. W radiu jakoś dało się posłuchać Eski, ale też nieszczególnie bo same smęty leciały (zresztą lecą do tej pory). Tak jak nie płakałem po papieżu, tak i nie będę płakał po Lechu. Nazwijcie mnie ograniczonym durniem, ale dla mnie najważniejsze są sprawy blisko mnie i osoby, które znam osobiście. Żaden polityk nie przejmie się moją śmiercią, chyba ,że mój rozbryzgujący się mózg zachlapie mu buty.

Z tego wszystkiego tak naprawdę to nurtuje mnie tylko jedno pytanie – co sobie myśli Jarek i co wykombinuje na czas wyborów prezydenckich, bo bądźmy szczerzy – PiS to tylko i wyłącznie od początku do końca Jarek, więc to co on wymyśli jest tam świętym prawem. Opcje ma moim zdaniem dwie – wystartować sam, wykorzystać nastrój straty jaki się wywiązał u wielu bądź co bądź naiwnych ludzi i stwierdzić, że będzie kontynuatorem polityki brata. Przyznam, ze byłoby to straszne, ale efekt wcale nie byłby taki pewny. Druga opcja to wystawić kogoś innego (np. Ziobrę) i szybko mu dorobić jakąś kampanię prezydencką (zresztą kampanie prezydenckie będą słabe w tym roku, bo czasu mało), możliwe że również w oparciu o teksty w stylu kontynuacji polityki Lecha. To mogłoby być nawet straszniejsze, bo mogłoby się udać, a ja drugiego pod rząd prezydenta z PiSu to nie przeżyję.

Z drugiej strony trochę mi żal Komorowskiego, bo spadły na niego prezydenckie obowiązki trochę wcześniej niż planował i to w dość niefajnych okolicznościach. Przyznam się, że ja jako stary tchórz to na jego miejscu zrezygnowałbym z kandydowania. Na szczęście nie jest on mną i jeszcze takich słów nie wypowiedział (i dobrze by było gdyby tego nie robił), niestety Lechu zrobił mu niezłego psikusa i może stracić część poparcia na rzecz kandydata z PiSu. Naprawdę ciekaw jestem pierwszych sondaży wyborczych zaraz po zdjęciu żałoby, bo dziś nic nie jest pewne na 100%. Swoją drogą znalazłem jeden dobry powód dla którego Lechu mógł jednak żyć – byłby idealnym kontrkandydatem dla Komorowskiego. Komorowski mógłby go swobodnie roznieść w pył, a i niepewność byłaby mniejsza.

A z tego całego burdelu to najbardziej mi chyba żal dziennikarzy i załogi, bo oni tam byli w robocie, a nie na jakiejś cholernej wycieczce.

P.S. Dalej szukam pracy, już nastąpiło naprawdę poważne rozluźnienie kryteriów z mojej strony a tu ciągle nic. Chyba wezmę i się... zacznę uczyć nowych rzeczy, bo pewnie mam za słabe kwalifikacje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znowu roczna przerwa?!

 Zupełnie przypadkiem postanowiłem dziś zajrzeć na te zgliszcza, które kiedyś były blogiem i zorientowałem się, że już od roku nic nie napis...