3 marca 2018

Top Secret Service (post odzyskany)

Oryginalnie opublikowany 2010-05-17

Jak już kiedyś się chwaliłem, mam blisko 25 lat „doświadczenia” w obcowaniu z diabelskimi machinami zwanymi komputerami. Jako iż jakiś miesiąc temu właśnie minęło to znamienne ćwierćwiecze chciałbym nieco wam przybliżyć jak to drzewiej bywało. Tytuł notki również nie jest bez znaczenia, a nawiązuje do dwóch najpopularniejszych czasopism o grach z lat 90-tych, czyli „Top Secret”, oraz „Secret Service”.

Rok 1985. W Polsce przedłużano właśnie ważność Układu Warszawskiego a ja odpakowywałem swój pierwszy komputer. Atari 800XL. Był dość nietypowego jak na dzisiejsze czasy koloru – czarno-kremowy, z aluminiowymi wstawkami i składał się w zasadzie tylko z klawiatury. Dziś pewnie by to określono jako „dizajnerskość”. 8 bitowy procesor taktowany zegarem coś koło 1,7 MHz, 48 kB pamięci, możliwość wyświetlania do 16 kolorów na raz, oraz zatrważająca rozdzielczość 320x192 pikseli, dźwięk w zasadzie podobny był do tego co wydobywa się czasem z PC speakera, choć chyba nieco bardziej melodyjny (bo czterokanałowy). Komputer ten zwykle żywił się kasetami magnetofonowymi z nagranymi nań w postaci dźwięku programów. Ciekawostką jest fakt, że Polskie Radio nadawało wtedy programy na Atari – można było nagrać program z radia na kasetę i on działał – oto protoplasta dzisiejszego WiFi, a nie jakieś bzdury, co to nam imperialistyczni Hamerykanie do głów kładą. Z Atarynką związany jest podobny patent jak z Commodore – w czasie wczytywania programów lepiej było wyjść z pokoju, gdyż oryginalny magnetofon był bardzo czuły na wstrząsy. Stabilniejsze pod tym względem były nieoryginalne magnetofony, przerabiane z tego co tam Polacy mieli pod ręką. Średni czas wczytania się programu to około 30 minut.

Lata 80-te w polskiej prasie informatycznej to triumf „Bajtka” – pierwszego polskiego czasopisma o komputerach. Podzielony był na kilka sekcji powiązanych z przeróżnej maści komputerami, ale moja atarynka była tam dość poważnie dyskryminowana, więc dość szybko zrezygnowałem z kupowania tego pisma.

Rok 1991. Polskę podłączano właśnie do internetu, gdy tym razem mój bracki rozpakowywał nowiuteńką Amigę 500. Był to komputer pod każdym względem lepszy od atarynki. 16-bitowy procesor o częstotliwości taktowania nieco ponad 7MHz, 512kB pamięci operacyjnej (najczęściej niewystarczającej do czegokolwiek, zwykle więc rozszerzano ją do 1MB), bardzo ciekawy układ graficzny, który przerósł możliwościami zamierzenia twórców (był dość elastyczny w programowaniu), wbudowany układ dźwiękowy. Przerastał ówczesne tzw. IBM PC 286 (w dalszych częściach w skrócie PC) o dwie klasy, w niektórych dziedzinach doganiały go 386, a ostatecznie zaczął przegrywać dopiero z 486. I mówimy tutaj o komputerze, do którego poza dodatkową pamięcią, oraz tzw. modulatorem żeby podłączyć ustrojstwo do zwykłego telewizora, w zasadzie nic się nie dokupywało. Miał wbudowaną stację dysków 3,5’’. Był beznadziejnie prosty w obsłudze (aby wczytać grę wsuwało się dyskietkę do napędu i to wszystko). Miał też graficzny system operacyjny, który był nie tylko podobny do wczesnych wersji Windows, ale i był równie bezużyteczny. Przez tą prostotę obsługi można go było wręcz pomylić z konsolą do gier.

Początki lat dziewięćdziesiątych to z kolei pojawienie się „Top Secret” i uzyskanie przez niego na jakiś czas tytułu wyroczni w dziedzinie gier komputerowych. Było to czasopismo niepodobne do żadnego przedtem i całkiem inne od tych potem (choć zdarzały się i zdarzają się nadal nędzne próby naśladownictwa). W zasadzie jedynym pismem z tych czasów, które nawiązywało walkę (w mojej opinii nawet wygrywało) z „Top Secret” był „Secret Service”. Moim zdaniem był śmieszniejszy, bardziej rozbudowany, po prostu fajniejszy. Oba pisma mają wspólną historię, choć ta z SS była pod koniec istnienia o wiele bardziej „brudna” niż ta związana z końcem TS. Do dziś redaktorzy tych pism współtworzą wiele innych redakcji o tematyce ogólnogrowej.

Rok 1996. W Polsce w tym czasie nie działo się nic ciekawego, ale na świecie właśnie skończyli negocjować traktat z Kioto, kiedy znowu ja odpakowywałem piękniutkiego, nowiuśkiego PC-ta. Wreszcie 32-bitowy procesor AMD, taktowany częstotliwością około 75 MHz (wydajność jak Pentium 90), 8 MB pamięci operacyjnej, dysk twardy 850 MB, karta graficzna z 256 kB pamięci, oraz nieśmiertelna (bo używam jej do dziś) stacja dyskietek 3,5’’. Jakościowy skok był przeogromny, no może poza dźwiękiem – PC Speaker to było przekleństwo, tak więc jedynymi z pierwszych inwestycji była karta dźwiękowa, CD-ROM i dodatkowe 8 MB pamięci operacyjnej. I tak to się toczy do dziś. Pamiętam pierwsze nagrywarki CD (mam nawet jedną taką chyba z 12-sto letnią na składzie i chyba działa), pamiętam pierwsze karty graficzne ze zintegrowanymi akceleratorami grafiki 3D (miałem nawet taką, nawet sobie nie wyobrażacie co to był za szał, a właściwie to chyba nadal ją gdzieś mam). Mój pierwszy dysk twardy miał 850 MB, ostatni 1,5 TB, czyli ponad 1500 razy więcej. Miałem w rękach kilka ciekawych technologii – takich jak dyski magnetooptyczne, toczące krótką, acz przegraną wojnę o bycie nośnikiem nr 1 dla PC-tów (wyglądały jak taka gruba dyskietka 3,5’’, ale w środku miały coś co przypomniało płytę CD). Pracowałem na większości Windowsów (3.11, 95, 95 plus, 98, 98 SE, NT, Y2K, Me, XP, Vista), na kilku Linuksach (ale nigdy się ich nie nauczyłem), pamiętam wprowadzenie ustawy antypirackiej.

W zasadzie w czasie gdy bawiłem się już PC-tem nie ciągnęło mnie tak bardzo do czytania o grach. Potem gry mnie trochę znudziły, potem nie było czasu, jeszcze kiedy indziej nie było forsy. Teraz potrafię jedną gierkę męczyć po kilka lat (jak jest dobra), jak gorsza to maks 6 miesięcy, a nie kilka, kilkanaście miesięcznie.

W sumie to stwierdzam, że pod względem rozwoju komputerów osobistych przyszło mi żyć w naprawdę ciekawych czasach. Miałem okazję poznać wszystkie najważniejsze etapy ich rozwoju i mogę ciągle je śledzić. Wielu konstrukcji mi szkoda (och moja Amisio...), inne doprowadzały mnie do szału (cholerne Atari), a jeszcze inne są bezpłciowe (tak jak dzisiejsze PC-ty). Trochę taka nostalgia człowieka bierze jak sobie powspomina stare dobre czasy.

P.S. Jeśli kiedyś świetnie bawiliście się przy swojej Atarynce, Commosiu, Spectrumnie czy innym 8-mio bitowcu nie popełnijcie mojego błędu i nie ściągajcie emulatorów i starych gier na te maszyny. Poważnie się zawiedziecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Obrażać też trzeba umieć!”

W zasadzie ten jeden cytat wystarczyłby za cały wpis. Nie wiem, czy w tym ukopanym kraju uchował się jeszcze ktokolwiek powyżej 25 roku życi...