3 marca 2018

Gen (nie)wiary (post odzyskany)

Oryginalnie opublikowany 2012-12-10

Witam po długiej przerwie spowodowanej tym razem kompletnym brakiem chęci na spędzanie tych niewielu wolnych chwil przed komputerem (sorka TV wygrywa jako medium całkowicie niewymagające aktywności umysłowej). Notkę jednak pod wpływem rozmów w pracy zasłyszanych postanowiłem popełnić. I to by było tytułem wstępu.

Skąd tytuł? Otóż okazuje się, że jakieś 70% populacji posiada coś takiego jak „gen wiary”. Gen ten odpowiada za to, że ci ludzie są naprawdę w stanie szczerze uwierzyć np. w religię, partię czy inne ideały. Okazuje się, że nawet ateizm może być nie tyle brakiem wiary, co wiarą w nieistnienie żadnego bóstwa.

Ja podejrzewam, że jestem nieskromnym przedstawicielem tych 30%, które za cholerę nie jest w stanie wywołać u siebie głębszej i szczerej wiary w mniej więcej cokolwiek. Co więcej – ja nie tylko nie chcę, czy też nie mogę bezpodstawnie uwierzyć w żadne bóstwo, ale też i zostać wojującym ateistą. Co więcej, w przeciwieństwie do tych 70% mnie to kompletnie nie przeszkadza. Nie mam potrzeby zapierdalania co niedzielę do kościoła, sobotę do synagogi, czy piątek do meczetu (nie wiem niestety jakie dni tygodnia obrali sobie ludkowie z dalekiego wschodu za koniec weekendu, ale to już ich problem). Nie odczuwam też palącej potrzeby uświadamiania każdego że wiara jest mu niepotrzebna bo nikogo tam nie ma. Nawet jeśli na jakiś czas dam się ponieść jakiejś idei, czy filozofii to zwykle na krótko i bardzo mnie boli widok już najmniejszej siatki pęknięć pokrywającej ów twór, a że bólu nie lubię, to zmieniam front (proszę do tego nie mieszać mojej sympatii do PO bo ja jestem z tych, co to nie z Donaldem, a przeciw Jarkowi – wybieram po prostu tego, który mniej plącze się w zeznaniach).

Idą święta ludkowie, tak więc pamiętajcie, żeby za dwa tygodnie iść uczcić 2012 urodziny dżizasa, który podobno urodził się jednak w kwietniu i różne źródła różnie podaję ale na pewno nie pierwszego roku naszej ery... Gdybym był bogiem nie zgodziłbym się na takie bezczelne przesuwanie daty moich urodzin, bo tak komuś było wygodniej „nawracać”.

P.S. Święta obchodzę, bo owszem jestem hipokrytą i czasem nie wstydzę się do tego przyznać – w końcu chodzi o żarcie i prezenty.
P.S.2. Czas rozpocząć przygotowania do Wielkiej Okupacji Kuchni. Buahahahahaaa!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

„Obrażać też trzeba umieć!”

W zasadzie ten jeden cytat wystarczyłby za cały wpis. Nie wiem, czy w tym ukopanym kraju uchował się jeszcze ktokolwiek powyżej 25 roku życi...