3 marca 2018

„Coś się kończy, coś się zaczyna” (post odzyskany)

Oryginalnie opublikowany 2011-02-12

Nawiązanie do tytułu antologii imć Sapkowskiego jak zaraz się przekonacie jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Otóż chwilę po moim osobistym szczęściu w postaci narodzin synka zmarł mój nieodżałowanej pamięci Ojciec. Zmarł nagle, ale z przyczyn naturalnych.

Na mojej głowie w tej chwili znajduje się organizacja spraw spadkowych, o które w koło Macieju jestem molestowany przez rodzinkę (która paradoksalnie nie ma żadnego w spadku udziału), do tego wszystkiego Ojciec oczywiście nie zostawił testamentu. W każdym razie nic mi nigdy o żadnym testamencie nie wspomniał. Oznacza to, że będę musiał wraz z jego żoną przeprowadzić cały ten drażliwy temat. Brat się wygodnie na wszystko wypiął, bo na co dzień mieszka daleko i zrobił ze mnie pełnomocnika w tych sprawach. Z moją macochą nie wiem czy się dogadam, bo ona ma swoje interesy, a ja i mój brat swoje z tym wszystkim. Szkoda, że akurat w tej kwestii nie mam w nikim oparcia, ani pomocy kogoś, kto przez to przeszedł. Nie wiem jak zabezpieczyć swoje i brata interesy, ani jak załatwić milion innych formalności, o których już zdążyłem doczytać w necie. Skończy się pewnie tak, że będę musiał wydać skromną fortunkę na radców prawnych i prawników. Są to sprawy, które w tej chwili zaprzątają moją głowę. Dobrze, że nasz synek przynajmniej jest na tyle absorbujący, że nie łamię sobie nad tym głowy przez cały czas. Do tych spraw spadkowych brakuje mi po prostu motywacji.

Odchodząc jednak od sprawy spadku. Nie muszę chyba mówić, nie mniej jednak to zrobię – jestem zły, że tak to się skończyło. Ojciec mój zmarł w wyniku choroby, która go pochłonęła w niecałe dwa tygodnie. Zachorował dokładnie dzień po narodzinach młodego i do końca życia zdążył go zobaczyć jedynie na kilku zdjęciach, które zrobiłem komórką. Jestem pewien, że tak jak w przypadku moich bratanków, tak samo i dla moich dzieci byłby wspaniałym Dziadkiem. Niestety moje dzieci już nigdy się z nim nie spotkają, nad czym ubolewam. Dobre w tym wszystkim jest to, że choć potrafiliśmy się pokłócić, co zresztą nie raz robiliśmy, a i do czego mieliśmy okazję niedługo przed jego śmiercią, to jednak nam się nie udało. Rozstaliśmy się w zgodzie. Nie mniej jednak teraz bardzo przydałaby mi się jakaś rada od Niego, bo naprawdę nie wiem, czego On by ode mnie chciał w takiej sytuacji. Jedna jedyna rzecz, jakiej byłem pewien, to fakt, że chciał być skremowany, do czego zresztą doszło. Przy okazji – w polskich warunkach pogrzeb osoby skremowanej to chyba nawet większa trauma niż normalny pochówek. Trzeba to zobaczyć w całości, żeby zrozumieć o czym piszę.

Bardzo żałuję, że nie byłem w stanie wygłosić mowy pogrzebowej, choć z drugiej strony cieszę się, że nie musiałem. Gdybym jednak to zrobił, to przytoczyłbym słowa jakie sam wypowiedział na pogrzebie swojego ojca: „żył najlepiej jak umiał”. Taki właśnie był mój Ojciec – On właśnie żył najlepiej jak umiał. Był dobrym Ojcem i dobrym człowiekiem, choć nie należy tego mylić z dobrotliwością. Uważał, że dobry ochrzan jest najlepszą motywacją i w wielu sytuacjach miał rację (w zasadzie w ten sposób nie udało mu się tylko spowodować, żebym rzucił palenie i raz na zawsze ogolił brodę). Nigdy nad nami się zbytecznie nie rozczulał (czego efektem jest moje utykanie na prawą nogę, bo kiedy miałem ją nieźle rozwaloną po bójce z kolegą nie poszedł ze mną na czas do lekarza), ale też i nie zostawiał nas na pastwę losu gdy coś szło źle. Stworzył w moich oczach obraz prawdziwego mężczyzny, choć po latach nie był specjalnie zadowolony, że go realizuję. Dzięki niemu moimi wyznacznikami męskości są do dziś: broda, tatuaż i silne dłonie. Mam je wszystkie. On po latach zgolił brodę, tatuażu się wstydził, ale dłonie miał silne czy chciał, czy też nie.

Co ciekawe – niesamowicie nienawidził swojej roboty, ale można powiedzieć, że żył nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przykładem niech będzie fakt, że w jego robocie bardzo istotne były prognozy pogody. Sprawdzał wszystkie serwisy pogodowe jakie tylko wpadły mu w ręce, a które przedstawiały prognozy z różnych źródeł. Robił to nawet na urlopie. Kiedy nie było go w domu, wiele razy podawałem mu je przez telefon – i to nawet przez kilka miesięcy po tym, jak już się od Niego wyprowadziłem. Z drugiej strony praca go wykańczała, kiedy z niej wracał mógł już tylko zająć swoje ukochane miejsce przed telewizorem. Zrozumiałe, że się nie ma energii po siedemdziesięciu dwóch godzinach w trakcie których zalicza się maksymalnie pięć godzin snu. Ja kiedyś coś takiego odsypiałem przez dwadzieścia pięć godzin. On zaledwie w dziesięć.

Mam wrażenie, że to przez pracę nie mógł być takim Ojcem, jakim chciał, myślę, że to właśnie przez to oddaliliśmy się od siebie nieco w ostatnich latach. Ja z kolei wbrew pozorom nie należę do najbardziej otwartych osób na świecie, co też nie ułatwiało mu komunikacji ze mną. Dziś bardzo żałuję, że tak właśnie się stało. Chociaż w wielu kwestiach go nie zawiodłem, mam wrażenie, że mogłem być dla niego o wiele lepszym synem. Gdy sobie to uświadamiam, do mych oczu znowu napływają łzy. Wiem, że gdyby się o tym dowiedział, to swoim sposobem najpierw by mnie ochrzanił za mazanie się, a potem mi pomógł.

Przykro mi, ale nie jestem w stanie dokończyć tej notki w taki sposób w jaki chciałbym ją skończyć. Może kiedyś na miejscu tego akapitu pojawi się prawdziwe zakończenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Znowu roczna przerwa?!

 Zupełnie przypadkiem postanowiłem dziś zajrzeć na te zgliszcza, które kiedyś były blogiem i zorientowałem się, że już od roku nic nie napis...